20 września 2013

Hofje znaczy bezpieczeństwo

Słowo hofje to zdrobnienie od hof, czyli dziedziniec, podwórko. Ale, jak to często bywa w języku holenderskim, zdrobnienie może mieć zupełnie inne znaczenie. Hofje to nie tyle małe podwórko, ile cała instytucja. To rodzaj zabudowy, polegający na stawianiu niewielkich domów wokół dziedzińca pozostającego przestrzenią wspólną. Jego mieszkańcy są więc siłą rzeczy wspólnotą. Taki sposób budowania narodził się w Niderlandach w średniowieczu. Początkowo hofjes były zamkniętymi socjalnymi ośrodkami zamieszkania samotnych kobiet lub osób starszych bez środków do życia. Osoby te pozostawały na utrzymaniu gminy, która oferowała im nieodpłatnie takie właśnie mieszkania wraz z opieką. Ten sposób budowania pozwalał na łatwiejsze sprawowanie opieki, integrację mieszkańców, a także zapewniał bezpieczeństwo. Drzwi wszystkich mieszkań znajdowały się bowiem na wewnętrznym dziedzińcu, na który prowadziło tylko 1 (ewentualnie 2 ) wejścia, i który zamykany był bramą. Z czasem, w latach rewolucji przemysłowej XIX wieku, wykorzystano ten wynalazek na osiedlach przeznaczonych dla robotników fabrycznych. Był to odpowiednik śląskich familoków. Mieszkańcy byli dzięki temu silnie zintegrowani i mogli sobie łatwiej udzielać pomocy, co dla żyjących ubóstwie i ciężko pracujących robotniczych rodzin było bardzo ważne. Na dziedzińcu kwitło życie towarzyskie, bawiły się dzieci, a niekiedy znajdowały się tam wspólne urządzenia np. do prania. Tego typu zabytkowe obiekty można do dziś zaobserwować w starych holenderskich miastach, np. w Haarlemie, Amsterdamie, Delft, Groningen.

Zabytkowe hofje w Alkmaar (źródło ditisalkmaar.nl)
Stare hofje w Groningen.
Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach indywidualizmu i potrzeby prywatności idea hofje nie sprawdzi się. A jednak. W Holandii wciąż jeszcze buduje się hofjes i pochodne. W przeciwieństwie do Polski czy Niemiec, gdzie domy wolnostojące lub szeregowe budowane są wzdłuż równoległych ulic, w Holandii na wielu nowych osiedlach buduje się szeregowce zamknięte w czworoboki. Najczęściej wejścia znajdują się od ulicy, a od strony ogródków na środku czworoboku pozostaje teren wspólny, na którym często jest parking, dostępny jedynie dla mieszkańców, i który staje się miejscem  zabaw dzieciarni. Ale gdzieniegdzie powstają prawdziwe hofjes. Tak jest na przykład na naszym osiedlu stylizowanym na staroholenderskie miasto nad kanałami. Mamy prawdziwe hofjes: rzędy domków ustawione na planie kwadratu, z wejściami od strony dziedzińca, który nie jest dzielony na prywatne ogródki, lecz pozostaje terenem wspólnym. Wprowadzając się do takiego domu miałam pewne obawy. Bo przecież tu wszystko widać, wszyscy sąsiedzi chcąc-nie chcąc przyglądają się sobie nieustannie. Gotując w kuchni widzi się cały dziedziniec. Jednym słowem: wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Rzeczywistość okazała się jednak lepsza od przewidywań. Okazało się,  że hofje ma więcej zalet niż wad. Po pierwsze jest miejscem ożywionego życia towarzyskiego. Bo rzeczywiście nie sposób się tam nie spotkać. Więc z każdym zamienia się chociaż słowo. Można sobie usiąść na ławeczce i uskuteczniać dłuższe rozmowy albo i kawkować. U nas hofje ożywia się każdego słonecznego dnia, zwłaszcza późnymi popołudniami, gdy wszyscy zmęczeni wracają z pracy i mają ochotę na chwilkę odsapki. Co ciekawe, nawet mocno zaprzyjaźnione ze sobą sąsiadki zawsze piją razem kawę (każda przynosi własną) na ławce albo murku, nigdy u kogoś w domu. Na hofje dzieci bawią się razem, tak jak dawniej na podwórkach-studniach w kamienicach. W razie wyjazdu na wakacje  nietrudno znaleźć sąsiadkę, która podleje kwiaty i zaopiekuje się kotem. I przede wszystkim człowiek czuje się bezpiecznie. Nasze rowery, auta i całe domy są zawsze w zasięgu wzroku wszystkich sąsiadów. Nawet statystyki policyjne mówią, że prawie nie ma włamań do domów na stojących wokół hofjes.


Tak wygląda nowoczesna zabudowa typu hofje od środka ...
... a tak z lotu ptaka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...