11 listopada 2013

Świętomarcińskie lampiony


Dziś dzień świętego Marcina. W Polsce prawie nieznany - poza Wielkopolską, gdzie kojarzy się chyba głównie z tradycyjnymi rogalami, ewentualnie jedzeniem gęsiny. W Holandii, która wraz z sekularyzacją odrzuciła wszelkie kojarzące się z religią tradycje, funkcjonuje niestety również w raczej szczątkowej formie. Świętomarcińska tradycja trzyma się najlepiej w Niemczech i Austrii i stamtąd właśnie pochodzi nasze rodzinne do niej przywiązanie.

11 listopada w każdej niemieckiej miejscowości (przynajmniej na południu) organizowany jest tradycyjny pochód z lampionami (Martinsumzug). Niestety nie zawsze ma właściwą oprawę. W wersji tradycyjnej pochód powinien prowadzić rycerz na koniu, ubrany w czerwony płaszcz - dokładnie jak w historii świętego Marcina. Ale widziałam już pochody prowadzone przez osiołka, a nawet za traktorem (w takiej nowoczesnej wsi mieszkaliśmy!). Jako że tradycja nakazuje do latarni wstawiać świeczki, obowiązkowo musi też być straż pożarna. Do tego straż miejska albo policja zatrzymująca ruch i mamy prawdziwą atrakcję dla dzieciaków. Chociaż od lat królują gotowce "made in China" - papierowe lampiony z latarką wewnątrz- niebezpieczeństwa zaprószenia ognia być nie powinno. Ale coraz więcej eko-rodziców powraca do korzeni. W końcu to świetna zabawa razem z dziećmi kleić lampiony, a i żywe światło tworzy fajniejszą atmosferę. Na koniec procesji, która jak w Polsce w Boże Ciało powinna obejść całą wieś (albo osiedle) odbywa się przyjęcie. Dla dzieci są  świeżo upieczone marcińskie ciastka. Słyszałam, że mogą różnie wyglądać. W naszych stronach (Wirtembergia) mają kształt ludzika - coś jakby Ciastek ze Shreka, z obowiązkowymi oczami, nosem i guzikami z rodzynek. A dla dorosłych poncz albo Glühwein (to inauguracja sezonu na grzaniec). Dzięki temu zmarznięci mogą się rozgrzać i wszyscy wracają do domu w świetnych nastrojach. 


Tak powinna wyglądać tradycyjna procesja świętego Marcina (żródło: www.lvr.de)
Tak wygląda wersja nieco skromniejsza, za to feministyczna.
Na początek śpiew w wykonaniu chóru szkolnego (źródło: www.steinbachschule.de) ...
i już można iść.

Trochę nam tego w Holandii brakuje... Wprawdzie jeszcze co niektóre parafie organizują pochód z latarniami, ale mało kto w nim uczestniczy. Na szczęście w niektórych miejscowościach (u nas też!) ostał się zwyczaj przechadzek z lampionami. O dziwo chińskie gotowce są tu mniej popularne. W rodzinach, które kultywują tradycję dzieci produkują je same. Pomysły bywają mocno kreatywne: koleżanki Misi wynalazły konstrukcję opartą na siatce, z której robi się zagrody dla króliczków czy świnek morskich. W walec wykonany z takiej siatki wplata się paski z kolorowego woskowanego papieru i gotowe. Uzbrojone w lampiony oraz znajomość jednej jedynej piosenki (znów różnica kulturowa) dzieci paradują wieczorem po okolicy pukając do domów, gdzie otrzymują słodycze lub owoce. Trochę jak gdzie indziej w Halloween. Ale mniejsza z tym, dobrze że jakieś ostatki tradycji jeszcze funkcjonują, a dzieci mają przy tym trochę radochy. 






Ale i w Holandii można się dobrze bawić w Sint Maarten, a torby wypełniają się słodyczami...

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...