17 listopada 2015

"Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej" - Scena Polska w Utrechcie


źródło

Dwa krzesła: czarne i białe. Minimalistyczne dekoracje: czarno-białe parawany. Na scenie para: czarna sukienka w białe grochy, czarny garnitur i białe skarpetki. „Małżeństwo, jak każda sztuka, nie może się obejść bez scen.”

Tak zaczął się spektakl „Sceny niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej” 07.11. w Teatrze Kikker w Utrechcie. Pierwsze skojarzenie: lata 60., kabaret literacki. Od razu rzuca się w oczy finezja tekstu. To właściwie nie jednorodne przedstawienie, a ciekawie dobrany zbiór pojedynczych scen. Grażyna Barszczewska wybrała je pracowicie spośród wielu tekstów Stefanii Grodzieńskiej, z wielką lekkością piszącej przez długie lata satyryczne monologi, skecze i felietony. O dodaniu do nich kilku piosenek Jerzego Jurandota, męża autorki, powstała niezwykła całość – barwna, choć z wyglądu biało-czarna.

Na scenie tylko 2 osoby: ona i on. Chwilami pewnie alter ego samej Grodzieńskiej i Jurandota, chwilami obojga aktorów, chwilami po prostu anonimowa kobieta i anonimowy mężczyzna. Przeplatają się wątki, rozwijają różne sytuacje. A ciągle chodzi o miłość i skomplikowane relacje damsko-męskie. Niesamowity humor Grodzieńskiej, chwilami zupełnie abstrakcyjny, gry słowne, groteska… Na widowni śmiech do łez, ale i wzruszenie. Bo kto z nas nie przeżył tysiąca podobnych sytuacji. Męskie nawyki i babskie humory, męskie trudności komunikacyjne i kobieca logika – niesłychanie trafnie podpatrzone sytuacje z życia codziennego. Świat się zmienia, ale te stereotypowe problemy pozostają, więc chociaż większość tekstów ma już kilkadziesiąt lat, nie straciły na aktualności.



Spektakl tętni życiem nie tylko dzięki tekstowi – ważne jest też wspaniała gra aktorska. Wyjątkowo dobrani wykonawcy. Grażyna Barszczewska, która przygotowała spektakl, w swoim żywiole - subtelna, dowcipna, z pięknym głosem. Obok niej Grzegorz Damięcki – doskonały w komediowym repertuarze. Niesamowity głos, zwłaszcza w piosenkach, przekomiczna mimika. Amant i klown. Doskonale się uzupełniają. Dzięki nim obojgu wchodzimy w klimat ironicznego, a jednak pogodnego i miłego sercu konfliktu płci. I wisienka na torcie: radiowy głos z offu - to Andrzej Poniedzielski, który sprawował opiekę artystyczną nad przedstawieniem, a jednocześnie zagrał rolę Ducha Teatru, spinając poszczególne sceny.

Całość jest niezwykle spójna. Grażyna Barszczewska dokonała wspaniałego wyboru wspaniałych tekstów. A aktorstwo dwojga dopełniło dzieła. Spektakl cieszy się niegasnącą popularnością - grany był już ponad 200 razy. 

Takiej okazji nie mogłam przepuścić, zwłaszcza że nie mam okazji zbyt często delektować się polską sztuką. W tym wypadku był to świetny wybór. Sporo śmiechu, trochę refleksji nad tym, jak stereotypowo zachowuje się większość z nas. I przede wszystkim wspaniale spędzony czas w miłym towarzystwie. Wielkie dzięki dla Sceny Polskiej, której wysiłkom zawdzięczamy sprowadzenie tego spektaklu do Holandii. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...